wtorek, 21 października 2014

Czy to bajka czy nie bajka...



Kupiłam w kiosku. Z ciekawości. Moja córa obejrzała do końca zachwycona, ja nie dałam rady. I już nie chodzi nawet o kiepską grafikę, ale o to, co autorzy tej animacji zrobili samej Krainie Czarów. Wystarczająco nabroił już Disney swoją interpretacją, która odbija się przecież do dzisiaj szerokim echem we wszelkich adaptacjach literackich i nie tylko (wystarczy zapytać dzieci, jak wyobrażają sobie Alicję, wiem, bo sprawdzałam). Dlaczego, do diaska, nie można trzymać się tekstu? W tym przypadku jednak nie można nawet mówić o daleko idącej adaptacji powieści Carrolla. Tutaj od momentu wydostania się Alicji z jeziora łez, to w zasadzie jakaś zupełnie inna, totalnie zakręcona historia, która naprawdę niewiele ma wspólnego z Alicją. Niektóre zaś pomysły są po prostu żenujące (np. wszystkie postaci na dworze Królowej Kier mają... zwierzęce głowy, nawet sama królowa). Dziwna to praktyka, gdy ma się  genialny tekst do wykorzystania, a robi się jakąś totalnie niezrozumiałą karykaturę, którą w dodatku dzieci (w tym moja córka) oglądają z zapartym tchem. Smutne.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz