niedziela, 4 października 2015

Co robił borsuk na Szalonym Podwieczorku?


Wydawnictwo Olesiejuk wydało kolejną Alicję w Krainie Czarów, tym razem w serii "Bajkolandia". Wiem, że to wydawnictwo nastawione jest na obce importy, na masówki dla najmłodszych (książeczkę można kupić w Biedronce), na adaptacje popularnych bajek i tekstów literackich. Wiem to wszystko, ale mimo to nie mogę się pogodzić z tym, że wydawnictwo, które raz wydaje prawdziwe cacko - wielkoformatową Alicję w Krainie Czarów z ilustracjami Manueli Adreani, serwuje także adaptacje, które tę Krainę Czarów niszczą i zniekształcają. Wiem, wiem, to pozycja dla najmłodszych, wiem, dlatego nie czepiam się wcale infantylnej do bólu warstwy ilustracyjnej książeczki (choć co robi borsuk na Szalonym Podwieczorku, tego zaprawdę nie wiem). Idzie tu o potraktowanie samego tekstu. Bo oto leży przede mną  kolejny adaptacyjny potworek, bez ładu i składu, a już na pewno bez zrozumienia natury pierwowzoru. Bo udane adaptacje dla kilkulatków - choć stanowią niezmierną rzadkość - jednak są możliwe. Można zaadaptować powieść Carrolla, ale w większości przypadków czyni jej się w ten sposób krzywdę. Jestem zdania, że ten tytuł w ogóle nie powinien występować w podobnych seryjnych wydawnictwach dla najmłodszych, bo z próby opowiedzenia przygód Alicji wychodzi jakiś totalny stek bzdur. 
No bo i poczytajmy: Po perturbacjach ze wzrostem, Biały Królik uprzejmie zaprasza Alicję do swojego domu. W domku królika Alicja znajduje kolejną buteleczkę, a że po wypiciu zawartości robi się ogromna, wypłakuje u królika ogromne kałuże łez (nie jedną, mili Państwo, nie jedną); po kolejnym łyku jednak znowu się zmniejsza i wbiega do ogrodu, gdzie poznaje  "inne niezwykłe osobistości: Szalonego Kapelusznika, Marcowego Zająca i Susła". Wszyscy jedzą we względnym spokoju podwieczorek (o herbatce ani słowa, choć borsuk chlipie coś przez słomkę - pewnie sok pomarańczowy), a potem pojawia się Jej Wysokość Królowa Kier i zaprasza dziewczynkę na partię krykieta. Niestety Alicja niefortunnie trafia królową w głowę piłką, więc ta każe ją aresztować. Potem robi się tylko gorzej: "Cóż za bzdury! Obetnijcie jej głowę! Alicja została zaprowadzona na szafot. Ale...cóż się stało?" - no właśnie, zanim wszystkie postacie znikną, rodzic małego czytelnika z pewnością będzie musiał wytłumaczyć malcowi, co to ten szafot jest, a Kraina Czarów staje się jakąś lękotwórczą przestrzenią.  Ktoś, kto robi takie adaptacje, w ogóle nie zastanawia się nad tym co, po co i dla kogo pisze. Nie jest to pierwszy, nie jest to niestety jedyny przykład takiego adaptacyjnego koszmarku. Na rynku takich pełno - w mojej kolekcji też. Kiczowate ilustracje okraszone totalną fabularną miazgą, niewiele mającą wspólnego z oryginałem. 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz