sobota, 23 września 2017

Żaby zamiast jeży


Wydawnictwo IBIS, seria: Kuferek baśni, tytuł: Alicja w Krainie Czarów. I to właściwie wszystko. Brak stopki redakcyjnej, brak nazwiska autora tekstu... Dużo braków, ale jedna pewność - tytuł winien brzmieć raczej: Alicja w krainie adaptacyjnego i edytorskiego koszmaru. Na szesnastu stroniczkach tej publikacji roi się bowiem od tak karygodnych błędów wszelkiego typu, że aż trudno uwierzyć, jak można było popełnić ich AŻ tyle. Ale od początku. 
Zaczyna się poprawnie - no, może z wyjątkiem małego szczegółu - Biały Królik nie miał parasolki! Alicja znudzona książką czytaną przez siostrę podąża za spóźnionym jegomościem i wpada prosto do króliczej nory. I tu następuje przedziwna kontaminacja dwóch odrębnych scen oryginału: fragmentu ze stolikiem w korytarzu oraz sceną w domu Białego Królika. Ale to jeszcze nic! Zmniejszona (cytuję: "maleńka jak laleczka") Alicja wydostaje się na zewnątrz i od razu spotyka się z Panem Gąsienicą. Pamiętajcie, jest malutka jak laleczka, Gąsienica wmawia jej, że nie może być człowiekiem, bo ludzie są wyżsi od niej, ale zaraz potem Alicja gryzie kawałek grzyba i zmniejsza się jeszcze bardziej, co przyjmuje z radością, bo wreszcie osiąga zwój zwyczajny rozmiar. Hm, bywa. Najlepszym zdarzają się pomyłki, wszak można naprawdę pogubić się w tych zmianach wzrostu Alicji. Sęk w tym, że dalej jest już tylko gorzej. I to naprawdę przestaje być śmiesznie. Scena szalonego podwieczorku jest tak okaleczona, że aż żal o niej pisać (przy stole siedzi - cytuję: "kilka dziwacznych osób", czas zatrzymuje się na godzinie... szóstej, a słynną zagadkę Kapelusznika zadaje Szarak bez Piątej Klepki). A co tam słychać u Królowej Kier? Jeże zdążyła zamienić na... żaby, które skaczą w najlepsze po polu gry. Ścina też głowy wszystkim ze zdwojonym impetem. Alicja natomiast zalicza jeszcze nieudaną scenę sądu. Wieczorem opowiada natomiast o swoim śnie siostrze, która proponuje jej, aby opowiedziała go kiedyś swoim dzieciom. A więc jednak ten nieszczęsny anonim kiedyś tam oryginał powieści czytał, skoro pamiętał o ostatniej scenie książki. Czytał jednak bardzo niedokładnie i przez to mamy kolejną pseudo-adaptację, która bezlitośnie kaleczy tę historię. Wiem, to tylko kropelka w morzu - to broszurkowe wydanie poszło w świat, ale rozejdzie się, poniszczy, za kilka lat nie będzie po nim śladu, ale kropla drąży skałę... A takich potworków wydawniczych jest niestety coraz więcej. O warstwie ilustracyjnej tym razem nawet nie napomknę. 





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz