Co rok to... nowa Alicja u Olesiejuka. Tym razem jednak jest to w zasadzie wytwór rodzimy, a nie import z zagranicy. Ilustracje wykonała polska autorka Aleksandra Adamska-Rzepka. Wykorzystano przekład Wioletty Gołębiewskiej, choć kiedy spróbujemy przedrzeć się przez stronę redakcyjną, okazuje się, że to jakiś totalny misz-masz, pomińmy więc to milczeniem, a spójrzmy na ilustracje.
Czasami zastanawiam się, czy o adresacie "Alicji w Krainie Czarów" nie decyduje jej warstwa ilustratorska i czy to od niej właśnie nie zależy, jaki odbiorca sięgnie po ten tekst. Bo że jest on dla wszystkich - to wiemy. Jednak pewne cechy tej niezwykłej książki "podbijane" są lub marginalizowane właśnie klimatem ilustracji.
Tutaj mamy przykład ilustracji przeznaczonych dla tych najmłodszych czytelników, dla których Kraina Czarów wyda się w pierwszej kolejności cudownym, cukierkowym światem pełnym uśmiechniętych kici i przyjaznych Kapeluszników. Dopiero dotykając innych wydań (a także...rosnąc) odbiór książki się zmienia...
Ilustracje Aleksandry Adamskiej-Rzepki są tak dziecięce, ciepłe, radosne, że aż trudno uwierzyć, że mogą zgrać się organicznie ze znanym nam tekstem. A jednak. Wszyscy tu są przyjaźni, wszyscy mają śliczne czerwone zadarte noski (nawet Alicja), całkiem całkiem jest nawet ohydna w oryginale Księżna. Tylko rozczulać się i kochać te postaci małym dziecięcym serduszkiem.
Nie do końca lubię takie spłycanie Carrollowskiego świata, ale rozumiem potrzebę.
Szczególnie że książka jest naprawdę ładnie i starannie wydana. Wszystko tu jest dobrane jak trzeba: okładka, wyklejka, ozdobniki paginacji, otoczenie ilustracji.
Tylko ta podróż Alicji na koniku morskim... Hm...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz